2 października 2014

Gerard Way - Hesitant Alien


Podczas, gdy do rockowych gwiazd epoki emo pokroju Panic! At the Disco czy Fall Out Boy zawsze podchodziłem z pewnym dystansem, tak The Black Parade zespołu My Chemical Romance uważam za absolutną petardę, będącą pomnikiem dekady i subkultury (Ale o tym kiedy indziej). Kilka dni temu ukazał się pierwszy solowy album Gerarda Way, wokalisty i serca zespołu, który zawładnął stacjami muzycznymi dziesięć lat temu. Niestety, dotychczasowe próby pobicia pop punkowego magnum opus sprzed lat spełzły na niczym, czego brutalnym dowodem było chłodno przyjęte Danger Days i rozpad MCR w zeszłym roku. Jak mawiają eskimosi, z nostalgią nie wygrasz. Gerard Way jednak próbuje. Jak mu się to udaje?

Pierwsze, co rzuca się w ucho (i oko), to kompletnie odmienna stylizacja w stosunku do poprzednich projektów Way'a. Już w pierwszych sekundach otwierającego "The Bureau" do głowy wskoczyła mi pierwsza płyta The Killers, Eurythmics i Garbage. Hesitant Alien zabiera nas w świat brylantyny, plastikowych marynarek i kryształowych kul, oferując mieszankę lat 80-tych i współczesnego pop punku, w którym tak swobodnie czuje się Way. Gdyby na tym poprzestano, HA byłoby interesującym, relatywnie świeżym kawałkiem muzyki. Niestety, ktoś w studio uparł się, żeby cały album brzmiał jak nagrywany w garażu. Możliwe, że Way chciał dodać sobie nieco atmosfery lo-fi. Tak czy inaczej, efekt jest mało przyjemny dla ucha. Każdy instrument przykryty jest masą efektów i reverbów, które zlewają się w biały szum. Głos Gerarda (będący moim ulubionym elementem doświadczania MCR) został na przestrzeni całego albumu potraktowany głębokim echem, w związku z czym brzmi jak z wnętrza studni. Spróbuj zrozumieć o czym śpiewa bez pomocy książeczki z tekstami.

Trudno tutaj też znaleźć cokolwiek przebojowego. Podczas, gdy The Black Parade porywało niemal każdym refrenem, tak tutaj co poniektóre strzępki wersów zapowiadają, że coś, kiedyś może się wydarzyć. Strasznie pod tym względem rozczarowuje jeden z singli, "No Shows" - podkręcający, chórkowy bridge w zaledwie kilku sekundach daje obietnicę dużego, płynącego refrenu. Niestety, zostawia nas z niczym. Atmosferę podkręcają jeszcze "Brothers" i "Get the Gang Together", choć i one nie porażają.

Hesitant Alien uważam za pomyłkę. Pomysł jest ciekawy i osobiście uwielbiam klimaty lat 80-tych, jednak Way nie dał rady się w nich odnaleźć. Facet ma mimo wszystko potencjał. Praca solo do łatwych nie należy, i mam nadzieję, że doświadczenie wyniesione z HA pozwoli mu stworzyć coś, co z powrotem wybije go na szczyty list przebojów. Zasługuje na to.

0 komentarze:

Prześlij komentarz