9 marca 2015

Ocoeur - A Parallel Life

Większość gatunków muzycznych jest w swoim brzmieniu mocno kosmopolityczna. Bardzo często słuchając rocka, jazzu czy bluesa nie jestem w stanie od razu stwierdzić, skąd przywędrowali do mnie muzycy umilający mi czas. Pierwszą, i bardzo często jedyną podpowiedzią jest głos wokalisty. I to też tylko wtedy, gdy poczuwa się w patriotycznym obowiązku śpiewać w ojczystym języku, lub ewentualnie kiedy ma koszmarny akcent. Jak to zatem jest, że elektronika wyznacza tak wyraźne granice na mapie świata?

Ocoeur to pseudonim artystyczny Francka Zaragozy, francuskiego grafika i elektronicznego kompozytora właśnie. Jego dyskografia jest na razie bardzo skromna pod względem tak kubatury jak i rozgłosu - raptem dwa pełne albumy wypuszczone pod patronatem niewielkiego, acz w niektórych krańcach internetu kultowego wydawnictwa n5MD. Jego twórczość, podobnie jak większość artystów sygnowanych logiem n5MD, koncentruje się wokół elektronicznych brzmień minimalnego, ambientowego kalibru. Tak przynajmniej myślałem z początku, gdy na stronie wydawnictwa posłuchałem zajawki A Parallel Life. Bardzo szybko przekonałem się jednak, że bycie Francuzem zobowiązuje, a Zaragoza, jakkolwiek mocno starałby się to ukryć, nosi w sobie geny Jean-Michel Jarre'a i Erica Mouquet.

A Parallel Life jest istnym koktajlem gatunkowym i instrumentalnym. Otwierając minimalnym, pełnym szumów i trzasków "Universe" Ocoeur powoli dokłada do brzmienia kolejne cegiełki, pożyczając od kolegów po fachu (tu np. Enigma, Solar Fields, Trentemoller) najlepsze, sprawdzone patenty. Brzmienie bardzo szybko nabiera ambientowej głębi i rozmachu, stroniąc jednak od spokoju i charakterystycznej, monotonnej zadumy. Gdzieniegdzie pojawiają się nawet zsamplowane smyczki i automaty perkusyjne, dodając nieco różnorodności. Na przestrzeni całego albumu niejednokrotnie pojawiają się analogowe drony, za co duży plus. Analogowa synteza to najlepsza synteza.

Biorąc pod uwagę tę całą różnorodność w inspiracjach bardzo dziwne jest to, jak bardzo francuskie jest A Parallel Life. Od samego początku miałem nieodparte wrażenie, że album jest jakąś zniekształconą wariacją na temat francuskiego new age'u i lat 90-tych. Jestem niemalże pewien, że pojawiają się tutaj te same dźwięki, z których niegdyś korzystało Deep Forest czy Enigma (choć akurat Michael Cretu jest Rumunem, ale to w sumie ten sam koszyk). Nie chodzi nawet o samą instrumentalizację. Całość unurzana jest w tej charakterystycznej, sentymentalnej atmosferze. Z drugiej strony, może to tylko ja.

Multum zapożyczeń oznacza także, że A Parallel Life prawie niczym nie zaskakuje. Zaragoza nadal szuka swojego stylu, i choć jest na dobrej drodze, to co tworzy obecnie brzmi bardzo wtórnie. Słucha się tego przyjemnie, ale niestety nie pozostaje w pamięci na dłużej. Ocoeur prezentuje duży potencjał, choć jeszcze nie potrafi go wykorzystać. Warto jednak o nim pamiętać - może następnym razem będzie lepiej?


0 komentarze:

Prześlij komentarz