18 listopada 2015

Coś niewiele tu tej sztuki ~ Grimes ~ Art Angels


"You only like me when you think I'm looking sad", śpiewa do nas Claire Boucher (a.k.a. Grimes) w jednym z otwierających kawałków najnowszego albumu Art Angels. Obawiam się, że muszę uderzyć się w pierś i przyznać dziewczynie rację - jej nowe wcielenie niespecjalnie przypadło mi do gustu.

O tym, że Grimes pracuje nad nowym materiałem pisałem już w okolicach lutego, gdy zajarany dzieliłem się ze wszystkimi na około singlem "Realiti". Jeśli ktoś raczy i chęci odświeżyć sobie pamięć, może to zrobić TU. Miałem wówczas pewne obawy, że G. niezbyt dobrze znosi zainteresowanie mainstreamu, ale nic nie mogło mnie przygotować na efekt końcowy.

Otwierające "Laughing and not being normal" zdradziecko wita nas powolnymi, onirycznymi smyczkami i drylującym wokalem. Jest to raptem półtorej minuty, ale wprawia w fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Przekonuje, że będzie tak jak w Visions - dziwnie, nieziemsko i alternatywnie. Niestety zaraz potem uderza nas "California", a w niej radosna melodia i samplowane oklaski, zapętlone w zadziorny rytm. Poza dziewczęcym, piskliwym głosem Claire nie ma tu absolutnie niczego co budziłoby skojarzenia z dotychczasową pracą Grimes.

Gdy z docieramy do "Flesh Without Blood" oczywistym staje się, że Grimes zaprzyjaźniła się z nemesis każdego tru metalowca - komercją. Gdzieniegdzie czytałem opinie, że jest to najbardziej bezczelny, podręcznikowo napisany pop singiel ostatniej dekady. Pod względem muzycznym, jak najbardziej - ten pop-rockowy szum mógłby zagrać absolutnie każdy. Jest uroczo wtórny, automatycznie wpada w ucho, ale za cholerę nie potrafi w nim się utrzymać dłużej niż pięć minut. Z wokalem jest nieco lepiej, Banalne teksty o zawiedzionej przyjaźni ratuje tylko słodka barwa głosu wokalistki. Z drugiej strony, to tutaj właśnie najwyraźniej słychać inspiracje Boucher - new age i pop lat 90-tych, Enya, Cher, Deep Forest - Istny wehikuł czasu i podróż w krainę sentymentu.

Potem na szczęście jest już tylko lepiej. "Belly of the Beat" schodzi nieco z tempa i oferuje jedynie minimalistyczny bit z akustyczną gitarą w tle. Nic szczególnego. Następujące po nim "Kill V. Maim" to z kolei absolutna petarda. Dynamiczne, zadziorne, z pazurem. W przeciwieństwie do reszty albumu Claire eksperymentuje i bawi się swoim głosem, wychodząc poza rolę słodkiego, skrzywionego dziewczątka. Choć to w sumie jedynie klubowa tupanka, pełno w niej emocji i tej anemicznej dziwności, która tak mnie uwiodła w starszej twórczości Grimes.

Dwa następne utwory, w szczególności "Easily", to słodziutki pop prosto z lat 90-tych, urzekający kiczem. Od razu przypomniały mi się ballady w wykonaniu Spice Girls czy Britney Spears, choć pewnie pamięć płata mi figle i nieco przeceniam zdolności muzyczne dziewczyn sprzed 20 lat. Bardzo mi się ta naiwność podoba. Miło posłuchać, jak Grimes podchodzi do czystego popu.

"Pin" jest moim drugim faworytem na tej płycie. Tylko tutaj Boucher bierze w ramiona całą sztampę popu i wszystkie stereotypy z nim związane, i stawia je w opozycji do swojej lekko psychotycznej natury. Słodki głos, cukierkowa melodia przełamywane są rzęrzeniem gitar i kosmiczną elektroniką. Duży plus.

"Realiti" obecne na krążku to niestety zupełnie inna wersja niż ta prezentowana pół roku temu jako singiel. Od zera nagrano wokale, do melodii dodano kilka warstw syntezatorów i kompletnie przeprodukowano. Jest to oczywiście kwestia gustu, jednak mnie dużo bardziej przypasowała ta bardziej ascetyczna, skromna wersja demo.

Reszta krążka to w zasadzie zapychacz. Jedynie zamykający "Butterfly" wybija się nieco na przód, zamykając album szybującym, mocnym refrenem w klimatach solowej twórczości Daren'a Hayes'a (Brzęczy mi tu nieco jego kawałek "Casey").

Podsumowując... Ciężko jest mi się zdecydować. Z jednej strony rozumiem, że objęcie dużo lżejszego, przystępnego brzmienia było ze strony Claire zabiegiem w pełni celowym, mającym na celu zabawę popem i jego regułami. Z drugiej natomiast nie potrafię przełknąć prostoty, wręcz prostactwa niektórych piosenek tu obecnych. Stawiając Art Angels obok Visions jestem pewien, że Grimes było stać na dużo, dużo więcej. Na inteligentną grę konwencjami, krzyżowaniem gatunków i emocji. Tutaj zwyczajnie tego nie ma. Otrzymaliśmy mainstreamową papkę, muzycznego hamburgera z Grimes'ową posypką. Samo w sobie nie jest to złe, ale następnym razem będę oczekiwał czegoś dużo, dużo bardziej angażującego. 


0 komentarze:

Prześlij komentarz