8 lipca 2014

The Acid - Liminal - Już jest!

Dzień dobry wszystkim w ten piękny, upalny dzień! Aż robi mi się szkoda, że nie mam już wakacji. Wydawałoby się, że w tych pięknych okolicznościach przyrody podkręcanie temperatury jest nie wskazane, jednak muszę dorzucić nieco węgla.

Na rynku pojawił się właśnie pełen album The Acid, pod tytułem Liminal. W związku z tym, że pisałem o chłopakach relatywnie niedawno, powstrzymam się na razie od recenzji. Na chwilę obecną zachęcam do posłuchania.


2 lipca 2014

Counting Crows - Recovering the Satellites

Dawno temu, na początku lat 90-ych ubiegłego wieku, w radiu, jak i na ramach prężnego wówczas MTV, przez pewien czas królowała z pozoru skromna piosenka pod tytułem "Mr. Jones". Mogłeś nie wiedzieć, kto ją gra, czy jak się nazywa, ale charakterystyczne "sialalalala" w rytm akustycznej gitary rozpoznawał praktycznie każdy. Utwór pochodził z pierwszej płyty debiutującego wówczas zespołu Counting Crows, który swym delikatniejszym, zaczepiającym miejscami o country brzmieniem stanął w mocnej opozycji do hulającego Grunge'u. Album August and Everything After sprzedał się w milionowym nakładzie, jednak, jak to w przypadku one-hit wonderów bywa, słuch w mainstreamie bardzo szybko o nich zaginął. Można powiedzieć, że bardzo niesłusznie. Counting Crows, z Adamem Duritz'em jako mózgiem i silnikiem całej grupy, gra i nagrywa po dziś dzień, a ich osiągnięcia w wielu miejscach kruszą przebojowy debiut.

Dzisiaj skoncentruję się na swoim ulubieńcu z dyskografii Counting Crows, Recovering the Satellites. Wydany 3 lata po debiutanckim August and Everything After, RtS miał być większy, głębszy, i bardziej złożony niż cokolwiek, czym dotychczas Duritz uraczył swoich fanów. Efektem był album, który, moim zdaniem, okazał się absolutnym szczytem osiągnięć zespołu, tworem iście ponadczasowym.

Powodem jest niesamowita atmosfera, którą muzycy rozpościerają na całym albumie. Na godzinnym krążku znalazło się 14 utworów (spróbuj sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz słyszałem LP dłuższe, niż 45 minut), na których usłyszeć możemy gitary, fortepian, smyczki, akordeon, czy nawet klarnet. Duritz'owi udało się połączyć kompletnie nie-rockowe instrumenty z soft rockową manierą, tworząc muzykę, która, choć zupełnie nie przystająca do mainstreamu rocka lat 90-ych, swoją siłą wystawała wysoko ponad popowym brzmieniem. Jak zaznaczyłem wcześniej, brzmi tu nieco country, nieco bluesa, nieco innych gatunków gitarowych, jednak żaden z nich nie jest dominujący. Obrazek oczywiście dopełnia głos Duritz'a - senny, łagodny i nieco zblazowany, wspaniale pasuje do introwertycznych, melancholijnych tekstów.

Recovering the Satellites jest kopalnią kultowych kawałków. "Angels of the Silences" to intensywna, agresywna piosenka o rozstaniu. "Goodnigh Elisabeth" - mała, melancholijna kołysanka (mój absolutny faworyt całego albumu). "recovering the Satellites", tytułowy utwór, nieodparcie kojarzy mi się z "Tonight, Tonight" Pumpkinsów - rzecz o tęsknocie i przebaczeniu. Na koniec "Monkey", hipnotyzujące skocznym rytmem, a brzmiące mocno za kultowym R.E.M.

Rzecz, która zachwyca mnie w RtS najbardziej to mistrzowskie współgranie słowa z muzyką. Teksty poszczególnych piosenek są bez wyjątku głęboko przemyślane i posiadają znaczenie, opowiadają historię. Muzyka natomiast wspaniale podbija emocje, które swoim głosem wzbudza Duritz

Recovering the Satellites Polecam każdemu, kto gustuje w nieco lżejszym, rockowym brzmieniu, jak Death Cab for Cutie, czy R.E.M właśnie. Z początku może być nieco trudne w odbiorze z powodu dość niekonwencjonalnych instrumentów, jednak zapewniam - czas poświęcony temu krążkowi nie będzie czasem straconym.