13 czerwca 2015

Coś na lato ~ Twin Forks ~ LP

Za oknem 35 stopni, w środku jedynie jakieś 28. Muszę jakoś wysiedzieć aż aura na zewnątrz stanie się znośna, więc czemu nie nowa recenzja? Wakacje za pasem, przydałoby się polecić coś lżejszego, co będzie dobrze brzmiało w drodze nad jezioro/morze/Pustynię błędowską.

Chris Carraba jest wokalistą znanym głównie z dwóch aktów: Dashboard Confessional i Further Seems Forever. Obydwie kapele w stylu pop rocka/emo, zdobyły w scenie całkiem sporą popularność, głównie ze względu na delikatny, czuły głos Carraby i przystępne melodie. Bardzo polecam albumy Dusk and Summer, Shade of Poison Trees, czy Penny Black. Nie jest to nic szczególnego czy odkrywczego, zwyczajnie przyjemnie się tego słucha. Latka lecą, i Chris postanowił porzucić rockowe korzenie i zwrócić się w stronę klimatów odmiennych. Niektórzy muzycy w obliczu kryzysu wieku średniego zaczynają malować, inni hodują winogrona. Chris Carraba postanowił grać folk.

Źródło: reybee.com
Pierwszy, i jak dotąd jedyny pełen album Twin Forks zatytułowany jest zwyczajnie LP. Carraba, w towarzystwie czwórki muzyków wyposażonych w brody, kapelusze po dziadku i zwiewne sukienki (w przypadku elementu damskiego) proponuje nam szereg prostych, akustycznych melodii. Są tutaj gitary akustyczne, tamburyny, mandoliny, skrzypce etc.. Wszyscy klaszczą, tupią i pokrzykują z offu. Instrumentalizacja się więc zgadza. nieco gorzej z brzmieniem. Nie znam się co prawda na country czy amerykańskim folku, osłuchany jestem natomiast z amerykańskim popem i czuję nosem, że Twin Forks to pop właśnie, choć pop bardzo dobry i przebojowy. Nawet najbardziej zgrzebne akustyki i solówki na grzebieniu nie są w stanie ukryć, że chwyty i progresja melodii piosenek Carraby mają więcej wspólnego z Mtv niż z ubrudzonym rolnikiem z Teksasu. Niekoniecznie jest to ujma. Cytując starą reklamę Lego, "what it is, is beautiful". Carrabie udało się stworzyć album uroczy, lekki, miejscami może nawet wzruszający. Świetnie się tego słucha w drodze do pracy, zwałując na kanapie, czy łażąc po lesie (wszystkie opcje sprawdziłem, atestuję).

Źródło: grizzleemartin.com
Już w poprzednich projektach Carraba dał znać o swojej umiejętności pisania dobrych tekstów o miłości. Twin Forks to same teksty o miłości, i to takiej miłości i to takiej w sianie, na farmie dziadka. Bardzo łopatologiczne, nieco naiwne, ale na tyle bezpośrednie, by nie zajeżdżały kiczem. "Scraping up the Pieces", "Cross my Mind", "Something we just Know" to małe klejnoty, które na stałe wejdą na moją plejlistę. Świetnie się tego słucha i pewnie śpiewa przy ognisku (jeszcze nie sprawdzałem, nie atestuję).

Podsumowując, gorąco polecam. LP stworzone zostało, by go słuchać w lecie, nad jeziorem, podczas pieszych wycieczek i buszowania w zbożu. Tym bardziej mi żal, że jako dorosły, odpowiedzialny człowiek nie mam już wakacji i muszę zasuwać całe lato w biurze. Uważajcie ino bo jeszcze tak się wkręcicie, że wyciągniecie z szafy kapelusz po dziadku / kwiecistą sukienkę po babci. A wtedy to już tylko jechać na OFFa.

2 czerwca 2015

Powrót do korzeni ~ Everclear ~ Black is the New Black

Źródło: Theendrecords.com
Everclear od dawna ma u mnie od dawna plakietkę pod tytułem "Zespół z piosenką na każdy moment". Śpiewali o rozstaniach, o nienawiści, o braku pieniędzy, o miłości i o czym tam jeszcze byście chcieli. Kapela działa już od ponad 20 lat, choć jedynym stałym członkiem jest Art Alexakis. Ich brzmienie drzewiej określano "Cowpunkiem", że niby łączyli ze sobą punka i ciężkie gitarowe granie z countrowym zawodzeniem i południowo amerykańską stylistyką. Coś niby w tym było, choć to określenie dużo bardziej pasowało mi do Kid Rocka czy Nickelback. Anyway. Black is the new Black jest drugim albumem z odświeżonym składem. Poprzednie Invisible Stars było wielkim rozczarowaniem - album okazał się krótki, bez polotu, o brzmieniu wtórnym, zakrawającym o auto plagiat. Dlatego też do BB podszedłem z bardzo, bardzo dużym dystansem.

Zupełnie niepotrzebnie. Black is the new Black to 11 przebojowych, zaskakująco ciężkich kawałków, które swą stylistyką zachęcają do nostalgicznej podróży do pierwszej połowy lat 90-tych, czasów World of Noise i Sparkle and Fade. Piosenki są powolne, melodie proste, a gitary rzężące. A to wszystko unurzane w tej charakterystycznej, Alexakisowej manierze, łączącej hard rocka z punkiem. "The man who broke his own heart" jest niemalże prostackie w swej budowie, ale to nie szkodzi. Gdzieniegdzie promienieją nieco bardziej popowe, durowe wstawki, które w przyjemny sposób przełamują dominującą na albumie blazę. Niczym takie promyki słońca, co się przebijają przez chmury podczas burzy. Mimo to płyta może brzmieć monotonnie - Alexakis przez lata wypracował swój styl i ani myśli odstępować od niego chociaż o krok. Wiele kawałków na krążku opartych jest na tych samych patentach, a nieuważny słuchacz może nie zwrócić uwagi kiedy kończy, a kiedy zaczyna się kolejna piosenka. Teksty, z drugiej strony, to zupełnie inna historia.

Źródło: media.al.com

Art Alexakis, proszę państwa, swoimi doświadczeniami i życiorysem przebija niejedną udręczoną gwiazdę rocka. Członek rozbitej rodziny, narkoman, z powodu problemów finansowych matki dorastał w najgorszych dzielnicach. Narkotyki odebrały mu brata. Furiat, niejednokrotnie trafiał na odwyk i terapie walczenia z gniewem. Wszystkie te epizody, przeżycia, emocje zawarte są w jego muzyce. Jestem niemalże pewien, że Everclear było jego metodą na radzenie sobie z przeszłością i fobiami. "Father of mine", "White men in black suits", "Otis Redding" i wiele innych piosenek jest powiązanych niezwykle osobistymi, bezpośrednimi tekstami które zwyczajnie chwytają za serce. Za teksty właśnie mam do Alexakisa niezwykły szacunek. Pomimo zrąbanej przeszłości i okropnych doświadczeń potrafił odnaleźć w sobie pozytywną energię i dzielić się nią z innymi ludźmi. Połączenie ciężkich tekstów z bardzo ciepłym, opanowanym głosem Art'a sprawia piorunujące wrażenie. na BB piosenki są również bardzo osobiste. "Complacent" to dotykająca laurka-przeprosiny za ataki gniewu, "Simple and Plain" z kolei wspomnieniem dzieciństwa. Oczywiście, wokalista nie ma już 20 lat i jego opowieści nie są już tak barwne, ale nadal utrzymują klimat.

Trudno napisać coś więcej. Jak przyznaje sam Alexakis, on sam i jego muzyka są prostolinijne i łopatologiczne. Dla wieloletniego fana Everclear Black is the new Black będzie po prostu kolejną porcją Evercleara właśnie. Nie tak przebojową jak kiedyś, nieco wtórną, ale nadal trzymającą profesjonalny poziom. Dla nowicjuszy natomiast może być to okazja do zaznajomienia się z bardzo oryginalnym rockowym aktem przełomu wieków, który w Polsce nie zdobył nigdy wielkiej popularności.