17 marca 2015

FourFiveSeconds - Można? Można.

Jestem absolutnie zachwycony. Trafiłem na ostatni singiel Rihanny zupełnie przypadkiem. Nie słucham jej, nie śledzę, uważam większość jej pracy za pracę właśnie - wyrobnictwo, manufakturę. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem i usłyszałem FourFiveSeconds.

FourFiveSeconds jest istnym wehikułem czasu do lat 90-tych, gdy R&B było prostsze i czystsze. Gdy pierwszy raz usłyszałem ten kawałek, przed oczyma stanęła mi Whitney Houston, choć oczywiście to zupełnie inna liga. Wiecie co jest najlepsze? To wcale nie brzmi źle. Wręcz przeciwnie. W porównaniu z pozostałą twórczością Rihanny surowość FFS brzmi dostojnie i wysublimowanie, jest niezwykle osobista. Zaangażowani w produkcję (a było tego 9 osób. 9 osób pisało 3-minutową piosenkę) pokazali, że nie ma żadnego wstydu sięgać do korzeni muzyki popularnej, że pierwszoligowy pop nie musi być naładowany elektroniką i plastikiem. Nie przeszkadza nawet wiecznie obrażony wzrok Kanye West'a. Mam ogromną nadzieję, że to początek nowego trendu. Oba kciuki w górę - posłuchajcie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz